Wywiady i opinie

Wywiad z Marzeną Kopacką - radną miasta Szczecina, przewodniczącą Komisji Rewizyjnej Rady Miasta

Redakcja: Myślała Pani kiedyś o tym że wstąpi do partii, że będzie radną?

Marzena Kopacka: Kiedy miałam 20 lat nie wybiegałam tak daleko w przyszłość. Ale zawsze lubiłam pracę na rzecz ludzi. Będąc na II roku prawa zostałam szefową zachodniopomorskiej filii Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej i społecznie pomagałam ludziom pokrzywdzonym przestępstwami. Pisałam im pisma procesowe, doradzałam jak zachować się podczas procesu, tłumaczyłam, jakie prawa im przysługują, wyjaśniałam zawiłości prawne, wspierałam. Wtedy poznałam też osoby ze środowiska Akcji Wyborczej „Solidarność”, z którymi współpracowałam. W 2001 r. wstąpiłam do szeregów powstającego „Prawa i Sprawiedliwości” i pomagałam w tworzeniu struktur zachodniopomorskich partii. Była nas wtedy garstka, dziś PiS liczy ponad 13 tys. członków. To bardzo miłe uczucie wiedzieć, że budowało się tę partię w Szczecinie od samego jej początku.

Redakcja: Startowała Pani już kilka razy w wyborach (samorządowych i parlamentarnych).

M.K.: Tak, najpierw w 2002 r. do samorządu z 5-tego miejsca. Nie zdobyłam wtedy mandatu radnej, ale jak na zupełnie nieznaną, młodą osobę otrzymałam wiele głosów. Radną zostałam w 2006 r.

Redakcja: Jak Pani rozumie wykonywanie mandatu radnej?

M.K.: To praca dla ludzi i z ludźmi. Wysłuchiwanie ich, działanie na ich rzecz. Radni są reprezentantami mieszkańców. Rada miasta i władze miasta powinny działać dla dobra mieszkańców i wpływać na poprawę warunków ich życia. Radni wszystkich opcji, niezależnie od politycznych różnic powinni ze sobą współpracować z pożytkiem dla miasta.

Redakcja: Skoro mowa o współpracy... żałuje Pani, że nie ma koalicji PO-PiS?

M.K.: Wszyscy chyba liczyli po wyborach parlamentarnych w 2005 r. na koalicję. Stało się jednak inaczej. Ale szczecinianie oddali na nas głosy i oczekiwali od nas pracy a nie użalania się nad tym co miało być, a czego nie ma, więc zaczęliśmy pracować, by nie zawieść kredytu zaufania jakim obdarzyli nas wyborcy.

Redakcja: Czy to jednak nie w nadziei na powstanie POPIS-u w Szczecinie radni PiS wsparli swoimi głosami Platformę Obywatelską przy restrukturyzacji oświaty w mieście w 2007 roku?

M.K.: Poparcie I etapu restrukturyzacji oświaty w Szczecinie było błędem. Prezydent miasta i jego zastępca przekonywali radę miasta, że konieczna jest likwidacja niektórych szkół i przedszkoli. Argumentami za takim rozwiązaniem były: niż demograficzny i brak optymistycznych prognoz w tym zakresie przynajmniej na kilkanaście lat, konieczność utrzymywania przez miasto walących się budynków, w których uczące się dzieci narażone są na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, mało liczne klasy i brak integracji dzieci, ect. Przekonywano nas, że zlikwidowanie niektórych szkół i przedszkoli doprowadzi do tego, iż dzieci będą przebywać i uczyć się w lepszych warunkach, w nowocześniejszych szkołach i przedszkolach, poprawi się jakość kształcenia, za zaoszczędzone w wyniku restrukturyzacji pieniądze miasto wybuduje boiska szkolne, zorganizuje dodatkowe lekcje języków obcych dla dzieci.

Redakcja: Ale już rok później radni PiS jak jeden mąż zagłosowali przeciwko uchwałom prowadzącym do likwidacji szkół. Co się zdarzyło przez ten rok?

M.K.: W ciągu roku obserwowaliśmy uważnie jak przeprowadzony I etap restrukturyzacji poprawił jakość kształcenia dzieci w Szczecinie. Rozmawialiśmy też z nauczycielami, rodzicami i samymi dziećmi - czyli tymi wszystkimi, których restrukturyzacja dotknęła i którym miała służyć, a także z różnymi środowiskami zaangażowanymi w ten proces. Okazało się, że za zaoszczędzone pieniądze nie ma boisk, ani większości zajęć dodatkowych. Dzieci uczą się w przeludnionych klasach, w których nie ma miejsca na indywidualność i w których nauczyciel, nawet najlepszy nie ma szans na skoncentrowanie uwagi na uczniach słabiej przyswajających wiedzę. W szkołach, które przyjęły dzieci ze zlikwidowanych placówek zdarzają się antagonizmy i konflikty pomiędzy dziećmi, które wcześniej chodziły do klasy i tymi, które do nich dołączyły. Uznaliśmy, że restrukturyzacja nie spełniła swojego zadania i była błędem. Podobnie jak błędem według PiS-u jest likwidowanie w Szczecinie szkół integracyjnych – placówek przystosowanych do tego, aby uczyły się w nich dzieci niepełnoprawne ruchowo i psychicznie - i koncepcja przystosowania innych szkół do potrzeb dzieci niepełnosprawnych. Pomysł ten zdecydowanie skrytykowali też architekci.

Redakcja: Dlaczego więc Pani zdaniem radni Platformy Obywatelskiej zagłosowali za likwidacją szkół? Oni nie widzieli tych, zdaniem PiS-u, niekorzystnych skutków restrukturyzacji?

M.K.: To jest pytanie do radnych PO. Moim zdaniem zostali przekonani do tego pomysłu przez prezydenta Krzystka i panią wiceprezydent Masojć - odpowiedzialną w mieście za oświatę. Decyzja, co do sposobu głosowania została podjęta jeszcze przed sesją rady miasta. Dlatego zapraszanie rodziców, nauczycieli, specjalistów, przedstawicieli rad osiedli na sesje oświatową, na której podejmowane były uchwały o likwidacjach, udzielanie im głosu i udawanie, że wysłuchuje się ich argumentów (skądinąd bardzo trafnych i rzeczowych) przy założeniu, że uchwały te i tak zostaną podjęte było w moim odczuciu okrucieństwem. Pozwolono się tym ludziom łudzić, że przekonają radnych PO i prezydenta do zmiany zdania.

Redakcja: Czy radni PiS-u będą interweniować w tej sprawie, będą próbowali powstrzymać dalsze etapy restrukturyzacji?

M.K.: Oczywiście że tak, radni PiS-u już interweniują. Co sesję apelujemy do prezydenta Krzystka by odwołał wiceprezydent Elżbietę Masojć, ponieważ uważamy że przygotowuje ona kolejne, społecznie szkodliwe etapy restrukturyzacji polegające na likwidacji szkół w Szczecinie, krzywdzące dzieci, rodziców, nauczycieli i apelujemy do Prezydenta by ten proces powstrzymał. Uważamy też, że cierpi na tym wizerunek władzy i prezydenta, a prezydent powinien dbać o pozytywny i prospołeczny wizerunek miasta.

Redakcja: Czy radni PiS-u będą chcieli także, aby prezydent zwolnił wiceprezydenta Beniamina Chochulskiego - swojego zastępcę, odpowiedzialnego za gospodarkę komunalną w mieście, skoro przygotował pod koniec 2007 r. fatalny, zdaniem PiS-u projekt uchwały o Strefie Płatnego Parkowania i źle nią zarządza?

M.K.: Dla PiS-u większą wartością, niż zastanawianie się nad samą osobą wiceprezydenta Beniamina Chochulskiego było przedstawienie alternatywnego projektu uchwały w sprawie Strefy Płatnego Parkowania, takiego, który będzie społecznie dobry i przyniesie wszystkim korzyść. Radni PiS przygotowali taką uchwałę. Zaproponowaliśmy przede wszystkim poważne ograniczenie strefy - do ¼ dzisiejszego obszaru, tak by strefą objęte byłyby newralgiczne miejsca - tereny wokół urzędów, najbardziej zatłoczone ulice w centrum Szczecina, wnioskowaliśmy też o obniżenie stawek za parkowanie dla osób niepełnosprawnych, dla osób mieszkających w strefie, czy w ogóle o obniżenie stawek za parkowanie. Przygotowaliśmy ten projekt, bo uważaliśmy, że projekt prezydenta zakładający horrendalne podwyżki stawek i abonamentów w strefie jest społecznie niesprawiedliwy i nieuczciwy, bo nie przewiduje żadnej alternatywy.

Redakcja: Co miałoby być taką alternatywą?

M.K.: No właśnie poważne ograniczenie tej strefy, tak by każdy kierowca miał wybór - wjechać do strefy i zapłacić, albo zaparkować nieco dalej i przejść się. Pewnym wyjściem byłaby też przy zaproponowaniu podwyżek poważna poprawa w mieście stanu dróg i parkingów, utrzymanie czystości parkingów i budowa nowych miejsc parkingowych, a także obniżenie krawężników.

Redakcja: No, ale w miastach europejskich płaci się za sam wjazd do centrum miasta i tam też nie ma alternatywy.

M.K.: Ja jednak zadaję pytanie, dlaczego mamy korzystać z błędnych rozwiązań innych miast, czy innych państw? Krytykujemy przecież to, że trzeba płacić za wjazd do centrum miast europejskich, albo że w Berlinie po przekroczeniu czasu za który się zapłaciło parkując samochód trzeba zapłacić wysoką karę. Dlaczego więc mamy powielać niewłaściwe wzorce czy powoływać się na nie? Przejaskrawiając, równie dobrze można podjąć próbę ograniczenia praw kobiet w Szczecinie i tłumaczyć to tym, że przecież w Iranie kobiety nie mają żadnych praw. Używanie takich argumentów, dla usprawiedliwienia swoich działań jest chwytem populistycznym. Powinniśmy się powoływać na pozytywne przykłady.

Redakcja: Komisja Rewizyjna RM pod Pani przewodnictwem przeprowadza kontrolę w strefie płatnego parkowania? Co Państwo badają i czemu ma to służyć?

M.K.: Komisja Rewizyjna podjęła inicjatywę uchwałodawczą w tej sprawie i przedstawiła radzie miasta projekt uchwały. Badamy prawidłowość funkcjonowania strefy, a w szczególności stan zadłużenia z tytułu opłat z parkowanie, wykorzystanie pieniędzy wpływających ze strefy, sposób windykacji należności - bo zdarza się, że mieszkańcy otrzymują wezwania do zapłaty obejmujące nawet 4 czy 5 lat. Nie ma żadnego uzasadnienia dla tak długiego zwlekania z wysłaniem wezwania do zapłaty do dłużników poza tym, które przedstawił dyrektor zarządzający strefą - długie oczekiwanie na to, że dłużnicy zapłacą jednak dobrowolnie. Kontrola ma na celu odnalezienie słabych punktów funkcjonowania strefy i zaproponowanie lepszych rozwiązań, jeśli będzie to możliwe. Celem jest również odpowiedzenie szczecinianom na pytanie co dzieje się z ich pieniędzmi, które wpłacają do budżetu miasta za pośrednictwem strefy.

Redakcja: Czy Komisja Rewizyjna rady miasta zbada również prawidłowość przekazywania w najem mieszkań komunalnych w Szczecinie i ich prywatyzację?

M.K.: Naturalnie. Jako prawnika zainspirował mnie raport CBA, który ujawnił, że w latach 1999–2003 dochodziło do nieprawidłowości w tej materii. W raporcie można przeczytać, że niektóre mieszkania oddawane były w najem osobom nie posiadającym żadnych dochodów, albo osobom, których dochody przekraczały ustaloną przez uchwałę Rady Miasta górną granicę tych dochodów. Stwierdzono też fakt oddania w najem mieszkania zajętego bezprawnie, mimo wyroku sądu w tej sprawie. Odkryto również, że szereg osób, które nabyły mieszkania od gminy, uzyskując bonifikatę od ich ceny, (czyli wykupując mieszkanie za cenę odpowiadającą kilku procentom jego rzeczywistej wartości), następnie sprzedały te mieszkania na wolnym rynku po zaledwie kilku tygodniach od ich nabycia, bez zwrotu owej bonifikaty. Ustawa o gospodarce nieruchomościami natomiast przewidywała, że można zbyć mieszkanie dopiero po upływie 5 lat od daty jego nabycia od Gminy, w przeciwnym razie należy zwrócić uzyskaną bonifikatę. Dla prawnika to szalenie ciekawe, a z punktu widzenia społecznego bardzo niepokojące zagadnienia i będę chciała sprawdzić czy w innych latach również doszło do naruszeń prawa.

Redakcja: Czy prezydent Krzystek też otrzymał mieszkanie z naruszeniem prawa?

M.K.: Prezydent Krzystek, jako młody 26 letni dyrektor urzędu wojewódzkiego został przez wojewodę uznany za niezbędnego dla miasta i otrzymał z puli przeznaczonej dla osób najbiedniejszych mieszkanie komunalne, które następnie wykupił za niewielkie pieniądze.

Redakcja: Otrzymał mieszkanie, po roku je wykupił za 32 tys. zł., podczas gdy było warte 180 tys. zł. Czy to jest w porządku ? Czy nie powinien go teraz zwrócić?

M.K.: Nie powinien był go w ogóle przyjmować. Nie był na owe czasy osobą o szczególnym znaczeniu dla miasta, taką której praca, doświadczenie, albo działalność przysłuży się ludzkości, a w dodatku osobą pochodzącą z innego miasta czy państwa (wybitny naukowiec, artysta, ect. np.: ze Sri Lanki). Przesłanki do przyznania mu więc mieszkania, były w moim odczuciu mocno naciągane. Ale stało się jak się stało i teraz prezydent Krzystek powinien jakoś z tego wybrnąć. Nie jestem przekonana do tego, że powinno się mu odebrać mieszkanie - z ludzkiego i etycznego punktu widzenia, prezydent Krzystek ma bowiem dzieci i rodzinę, która zamieszkuje w tym mieszkaniu. Ale myślę, że powinien zapłacić za to mieszkanie cenę wolnorynkową (obowiązującą w okresie kiedy je wykupił). Ostatnio prezydent zapowiedział, że zachowa się z honorem i prosił by dać mu szansę zdecydowania jak postąpić. Czekamy więc. Każdy człowiek ma prawo do naprawienia błędu i trzeba dać mu możliwość wyjścia z tej sytuacji z twarzą.

Redakcja: Media donosiły również, że jeden z obecnych radnych PO ze Szczecina również otrzymał mieszkanie komunalne. Ale otrzymał je w 1997r., a więc w okresie nie objętym badaniem CBA. Czy to oznacza, że mamy w Szczecinie tzw. „aferę mieszkaniową”?

M.K.: Okoliczności sprawy z radnym PO w ogóle nie znam więc nieuczciwie byłoby się o niej wypowiadać. Nie można wrzucić wszystkich do jednego worka, czy z góry przyjąć założenia, że wszystkie sprawy są do siebie podobne. To wielkie nadużycie. Media faktycznie donosiły, że radny PO otrzymał mieszkanie, ale nie podawały szczegółów, ani nie przywoływały żadnych faktów mogących wskazywać, że odbyło się to z naruszeniem prawa. Stwierdzenie samego faktu nie jest dla mnie wystarczająca przesłanką do spekulacji. Nadto deliberowanie na ten temat może być krzywdzące dla osoby, której to dotyczy. Nie chciałabym, aby Szczecin był utożsamiany z jakąkolwiek aferą. Mam nadzieję, że wkrótce zostaną wyjaśnione wszystkie kwestie związane z gospodarowaniem mieniem komunalnym w mieście.

Redakcja: Lubi Pani Szczecin?

M.K.: Kocham Szczecin. Tu jest moje miejsce na ziemi. Może niedoskonałe, może zbyt wolno rozwijające się, może mało rozrywkowe, ale... nie wyobrażam sobie mieszkania, pracowania i życia gdziekolwiek indziej. Tym wszystkim którzy twierdzą, że Szczecin jest brudny polecam wizytę w Paryżu. W ogóle wszystkim narzekającym na nasze miasto radziłabym pojeździć po innych państwach i miastach, by mogli stwierdzić, że najlepszym powiedzeniem, odzwierciedlającym te opinie jest - wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.

Redakcja: Jest Pani bardzo zaangażowana w działalność PiS-u - oprócz tego, że jest Pani radną PiS pełni Pani także funkcje pełnomocnika PiS, członka Zarządu Okręgowego w województwie zachodniopomorskim. Co Pani najbardziej ceni w osobie Jarosława Kaczyńskiego?

M.K.: Miałam okazję poznać Jarosława Kaczyńskiego. To przemiły człowiek - kulturalny, szarmancki, elokwentny i błyskotliwy. Jest doskonałym strategiem. Potrafi podejmować ryzyko, ma wizję silnego, dumnego państwa i wie jak do tego doprowadzić. Jako jedyny premier podjął trudną walkę z korupcją i układami. Nikt wcześniej tego nie robił, albo ze strachu, albo z lenistwa. Ludzie mówili, że przesadza, że za bardzo atakuje. Ale tylko tak można było podjąć próbę przywrócenia ładu i porządku. Sprawił, że ludzie o nieczystym sumieniu zaczęli się bać, a zwykli, uczciwi obywatele mogli spać spokojnie. Chciał, by zapanowało przekonanie, że w Polsce panuje porządek, a każde przestępstwo zostanie nieuchronnie ukarane. Doprowadził też do znakomitego wzrostu gospodarczego. Nie udało mu się dokonać wszystkiego co planował, miał na to tylko dwa lata, a jego koncepcja była długoletnia - ukierunkowana na dwie kadencje Sejmu. Jednakże oceniając dwa lata rządów PiS, mając świadomość, że nie wszystko udało się osiągnąć muszę z całą stanowczością stwierdzić, posługując się myślą francuskiego pisarza - Anatola France, że „wolę błędy entuzjasty od obojętności mędrca”.

Redakcja: Dziękuję za rozmowę.

M.K.: Dziękuję bardzo.